Mini felieton o starych winylach i książkach. Wokół filmu „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego

Na pewno obejrzałyście tego lata w kinach świetny film Pawła Pawlikowskiego „Zimna wojna”.   
Jak wiecie, zimna wojna to lata 1947- 1991. Z tej okazji chciałam was zachęcić do posłuchania piosenek z filmu, piosenek Mazowsza, na gramofonie. To jakby przenieść się w tamten czas. Podczas wakacji porządkowałam stary dom, odkrywając fotografie, książki, sprzęty z czasów zimnej wojny. Okres ten jest teraz vintage. Ten angielski termin znaczy „winobranie”, „rocznik wina”, „pochodzący z niedalekiej przeszłości”, „klasyczny”, „znakomity”. „Jesteś, a więc musisz minąć, miniesz, a więc to jest piękne”- pisała Szymborska. Ile warta jest chwila, zapytaj mogił - Emily Dickinson. Kiedy się kogoś kocha, chce się zgłębić, przeżywać jego sprawy; w porządkowanych płytach winylowych mojej mamy, odkrywałam też troszkę jej historię; marzenia o szczęściu, usiłowanie zajrzenia za żelazną kurtynę. Wspaniały Zespół jazzowy Zygmunta Wicharego (pianisty pochodzącego ze skromnego Chorzowa Batorego, gdzie jego ojciec prowadził górniczą orkiestrę dętą).: https://www.youtube.com/watch?v=Q2AKK3XF8pc   Wicharemu czasami wtóruje  mało znana piosenkarka Jeanne Johnstone. Angielka była weteranką WAAF i żoną polskiego taternika, pilota, kapitana Wojska Polskiego oraz autora książek wspomnieniowych Tadeusza Schiele. Niestety, z czasem uciekła z Polski, nie mogąc znieść reżimu. Czy to nie historia jak z „Zimnej wojny”? Posłuchajce Jeanne Johnstone Schiele: https://www.youtube.com/watch?v=sC6Heu7Ty9Y   Legendarni New Orleans Stompers z Warszawy, Luis Armstrong,  piosenki z filmu "Kabaret". Sporo płyt - ponieważ tylko takie były dostępne - produkowanych w krajach „ za kurtyną”: w NRD, na Węgrzech, w Czechosłowacji - „Noc w „Europejskim”, „Gershwin”, „Karel Gott”. Wzruszająca płyta „ Z melodią dookoła świata” (mojej mamy ludowa władza nie wypuściła nawet na wycieczkę do Pragi), z piosenkami Sławy Przybylskiej śpiewającej po włosku. Płyta „Tylko dla zakochanych”, na której Przybylska śpiewa tańce: boston, tango, slowfox i walc. Świetna dykcja przedwojennej klasy artystów, kompozytorzy formatu Władysława Szpilmana, Tadeusza Sygietyńskiego, dramatycznym zrządzeniem losu, komponujący przeboje socjalizmu. Ewa Demarczyk czy Marek Grechuta śpiewający teksty najlepszych polskich poetów. Płyty mają cudowne okładki, niektóre projektu artystów Polskiej Szkoły Plakatu - z biografiami muzyków i historią utworów. Kiedyś chyba słuchało się też i wydawało więcej muzyki klasycznej - z opisami kompozycji na obwolucie. Jeśli jeszcze nie przekonałam was do gramofonu, zobaczcie film „Nakarmić kruki” Carlosa Saury z przepiękną, charyzmatyczną sześciolatką Aną Torrent i jej zaczarowanym gramofonem: https://www.youtube.com/watch?v=6MvlZBn-ZFI   „Miłości uczy nagrobny kamień”-  Emily Dickinson. Uwielbiam cofać się w czasie, oglądać i czytać, słuchać utwory, uznane za klasyczne. Kocham lata dziewięćdziesiąte, lata młodości waszych rodziców. Kiedy przeglądam magazyny, nawet komiksy o Fistaszku z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, zastanawiam się, co się stało z językiem polskim? Był często subtelniejszy, głębszy, delikatniejszy. Wystarczy zajrzeć, do kultowej dziś „Filipinki”- w latach dziewięćdziesiątych pisywała tam Małgorzata Musierowicz i Katarzyna Nosowska. W Filipince ważny i wspaniały był dział, wysyłanych tradycyjną pocztą, listów od czytelników. Sięgajmy do korzeni, dziewczyny. Noblesse oblige. Znalazłam też, wydawaną w latach dziewięćdziesiątych przez wydawnictwo De Agostini „Muzykę mistrzów”- najpiękniejsze utwory największych kompozytorów, razem z zeszytami opisującymi głuchnięcie Beethovena, szalone imprezy u Szuberta lub jak to młody Gerschwin jeździł na wrotkach ulicami nowojorskiej Lower East Side. W magazynach „Klasyka” można było przeczytać o arcyciekawej genezie klasycznych utworów, muzyce, która jest sposobem na nudę - o jej uzdrowicielskiej, cudownej sile, wpływie na humor, nerwy; o genezie tańca, który z czasem stał się konfrontacją płci, w której mężczyzna i kobieta pokazują, że są sobie równi. Czego tam nie było! Seria: „Mistrzowie bluesa”, nadzwyczajna różnorodność muzyki, zupełnie inna od sieczki proponowanej przez kiepskie stacje radiowe. Słuchajmy stacji, które trzymają poziom.  Muzyka ma swoją historię. „Zaznajamianie kogoś z utworem muzycznym, to jeden z najmilszych podarunków świata.” powiedziała Eleanor Bron, aktorka, której postać zainspirowała Beatlesów do napisania piosenki „Eleanor Rigby”. Nasz ulubiony Scott Fitzgerald, artysta radosnej, wakacyjnej w nastroju, epoki jazzu, pisał swojej nastoletniej córce Scottie, że przed jej narodzeniem minęły tysiące lat i, żeby nigdy nie zapominała czerpać z dorobku poprzednich pokoleń. Patrz do przodu, ale poznawaj i szanuj przeszłość. Piękno, bogactwo języka, styl, erudycja, obycie w kulturze starych mistrzów... W starej szafie mojej mamy odkryłam serię z małym ptaszkiem: „KOLIBER” wydawnictwa Książka i Wiedza z 1968 roku- taką nowelkę przeczytam czasem w jeden wieczór, a mogę w ten sposób posmakować i porównać style największych pisarzy: Tołstoja, Dostojewskiego, Manna, Hemingwaya, Dickensa... Co robić, żeby doskonalić język polski? Czytać twórcę nowoczesnej prozy polskiej – Stefana Żeromskiego - mówili przedwojenni nauczyciele. Moja przyjaciółka ma taką, makabryczną trochę listę pt. „ Książki, które chcę przeczytać przed śmiercią.” Widnieje na niej w większości klasyka. Ponieważ latem kontemplujemy piękno przyrody, polecam wam cudowny, angielski klasyk, autorstwa urzędnika bankowego Kennetha Grahame „O czym szumią wierzby” (napisany dla małego synka) opowiadający o grupie zwierzaków, mieszkańców lasu, przyjaciół na śmierć i życie, ratujących pana Ropucha przed jego zgubnym uzależnieniem od szybkich aut. To bardzo zabawna, inteligentna książka, również dla dorosłych, traktująca dziecko jak równoprawnego partnera. Dzieło zostało wydane w Polsce w 1968 roku w pięknym tłumaczeniu Marii Godlewskiej i Zofii Baumowej (wierszyki).  Każde zdanie tej powieści to poezja, bohaterowie są niczym prawdziwi dżentelmeni z przedwojennego świata. Nadzwyczajne, wyrafinowane, angielskie, ale czasem też slapstickowe poczucie humoru - co chyba rzadkie przy czytaniu- gwarantuje głośne wybuchy śmiechu. Do tego subtelne obrazki wspaniałego ilustratora Zbigniewa Rychlickiego, który w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był osobistym stylistą i wizażystą czarującego filmowego Misia Uszatka. Wakacje, jak pisał Norwid, to cudowny czas od- poczynku, rodzenia, zaczynania na nowo, odkryć, olśnień. Jak pisał grecki malarz Apelles: „Ani dnia bez kreski” - bez posunięcia choć odrobinę naprzód pracy twórczej. Każdy dzień musi mieć swój cel, nawet maleńki. Goethe dodawał, że codziennie - jeśli to możliwe - należy posłuchać krótkiej piosenki, przeczytać dobry wiersz, zobaczyć wspaniały obraz, coś pięknego.

Powiązane artykuły