Wspólny wyjazd
Wakacje to czas, gdy najbardziej czujemy, że żyjemy. Zapachy, kolory, więcej ruchu i sportu, bujna przyroda, ciepłe deszcze, burze, skwar… I do tego masa wolnego czasu na oddech, rozrywkę, poznawanie świata. „Lato, lato wszędzie…” Piosenki o lecie nie kłamią. Wakacje są zmysłowe, niezależnie od tego, jak je spędzamy. Lato działa na nas w szczególny sposób – i to jest fakt.
Jeśli tworzysz z kimś parę, sprawa wspólnych wyjazdów jest szczególnie aktualna. Dla wielu dziewczyn i młodych kobiet to okres wyboru, jak – już nie w teorii, ale w praktyce życia – mają wyglądać granice w fizycznej relacji z chłopakiem czy partnerem. Dla tych, dla których ten temat jest istotny i które decydują, jak chcą postępować – wątek wspólnego namiotu, kampera, apartamentu itd., stwarza kłopotliwą przestrzeń. „On będzie się czegoś spodziewał – a ja nie chcę”, „nie mam zamiaru łamać swoich postanowień, a może być ciężko”, „nie wiem, jak mam mu powiedzieć, żeby na nic nie liczył, przecież go kocham”.
To tabu w dzisiejszej przestrzeni, ale masz prawo nie chcieć współżycia w Waszym związku! Nieważne, ile masz lat, możesz wykluczać na obecnym etapie bliskość fizyczną, która wydaje Ci się zbyt daleko idąca. Albo taką, która powoduje, że temperatura podnosi się do poziomu, na którym trudno będzie się kontrolować. Punkty za rozsądek, bo spontaniczność i zasada skupienia na „tu i teraz”, jeśli chodzi o rozpoczęcie współżycia seksualnego, nie jest najlepszym pomysłem!
Jest jeszcze opcja, w której wydaje się, że nie ma z tym problemu, bo sprawy ułożą się po ich myśli, bo „przecież się kochamy i szanujemy”. A poza tym mamy silną wolę. I do nich również adresuję ten tekst. Starzy ludzie, boomersi i my, dobiegający czterdziestki, mówimy Wam: krew nie woda. W praktyce wyjazdy wakacyjne często prowadzą do przekraczania granic – i dla tych, którzy mieli na to ochotę, i dla tych, którzy mieli inne plany, ale okoliczności ich do tego skłoniły. I teraz chcieliby cofnąć czas…
Swoją drogą, dziewczyny mają rozszczepienie świadomości na temat tego, jak działają na chłopaków (a kobiety – na mężczyzn). Z jednej strony nieustannie nad tym pracują, czyli wiedzą, co zwiększa ich atrakcyjność i potrafią to wyeksponować. Z drugiej – mają problem z zadbaniem o swoje bezpieczeństwo, niewysyłanie sygnałów, których nie chcą wysyłać różnym nieciekawym typom… Dotyczy to również zadbania o swoją prywatność czy intymność. W czasach, gdy „nie osądzaj mnie” jest bazą psychologicznego poczucia bezpieczeństwa (o tym, że to złudne, innym razem), „nie podglądaj mnie” jakoś nie ma znaczenia. Uznanie, że możemy zwiększyć lub zmniejszyć ryzyko przekroczenia swoich granic przez określenie warunków (w tym na przykład sposobu ubierania się) jest absolutnie kluczowe. Nazywanie tego „seksizmem” czy innym -izmem nie pomaga w kryzysowej sytuacji, o czym powie każdy specjalista od bezpieczeństwa.
Wracając do bliskiego związku: możecie mieć udane wakacje, spędzić je razem i nie przekroczyć granic, do których masz prawo – i najlepiej, gdy dla Was obojga są ważne. Ale jest to trudne. Jeśli dzieli się jedno miejsce noclegowe w izolacji od innych ludzi – bardzo trudne, nawet przy podzielanych wartościach i planach na przyszłość. Dlatego tradycyjnie odradza się takie rozwiązania.
Wspólne łóżko czy podwójny śpiwór jest igraniem z ogniem. Lepiej przegadać przed wyjazdem, co pomoże Wam wytrwać w postanowieniach – i trzymać się minimalistycznych rozwiązań. Wyjazd w mieszanej grupie, noclegi w pokojach dzielonych według płci, osobne pokoje czy wreszcie łóżka – to rozwiązania dla ludzi. Rozmawiajcie o tym, co jest dla Was trudne, bo każde może mieć inne punkty „stop” i inne warunki je uruchamiają. Wszystko wskazuje, że odrobina wstrzemięźliwej staroświeckości dobrze robi waszemu związkowi i jego przyszłości (również seksualnej).
Katarzyna Wozinska