W naszej codzienności spotykamy się z różnymi sytuacjami – takimi, które odbieramy jako niezwykle pozytywne, ale też innymi, nadającymi się w najlepszym wypadku do jak najszybszego wyparcia z pamięci. Myślę, że nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak wiele złych słów pada każdego dnia i jak skutecznie potrafią one zepsuć humor. Pewnie zdajemy sobie sprawę również z tego, że potrafimy być bardzo „hejterskim” narodem - a jakże łatwo powiedzieć najgorsze rzeczy pod płaszczykiem internetowej anonimowości. Na szczęście to absolutnie nie przedstawia całej prawdy o naszej rzeczywistości, wszak gdyby nieco się wysilić i podnieść oczy powyżej sąsiada denerwującego nas wiertarką o godzinie 21, to naprawdę dałoby się zauważyć, że w ludziach wciąż skrywa się sporo dobra, wyrażanego również przez z pozoru drobne gesty, ale mające ogromne znaczenie. Rozmowa, którą ostatnio odbyłam z jedną dziewczyną, skłoniła mnie jednak do pewnej refleksji. To, że dobro potrafimy czynić, powiedzieliśmy sobie chwilę temu. Co jednak za naszą życzliwością się kryje – to już może być zupełnie inna bajka. Bo w jakim celu student może dzwonić do rodziców po półtora tygodnia milczenia, z pytaniem: „Co u Was słychać?” Wiadomo, że kończą mu się pieniądze i jakoś musi je zdobyć, prawda? Jeśli dziecku zależy na tym, by mama kupiła mu najnowszą zabawkę, którą już widziało u swojego kolegi z klasy, jest skłonne nawet do posprzątania własnego pokoju i pomocy w zmywaniu sterty naczyń po obiedzie. Trzeba coś załatwić? Najpierw niepostrzeżenie spróbujemy przekupić delikwenta kawałkiem dobrego ciasta i miłym komplementem, jakiego się dziś nie spodziewał. Ale dlaczego... Dlaczego nie może być tak, że komuś powiemy coś ciepłego bez ukrytych intencji, tylko tak po prostu, by drugiemu rozjaśnić szary dzień? Dlaczego chłopak nie może powiedzieć dziewczynie tak po prostu, z czystej życzliwości: „Ładnie wyglądasz w tej sukience”, bo biedna nie opędzi się od podejrzliwych spojrzeń koleżanek z działu? Czemu nie pomóc innemu tak po prostu, nie dlatego, że czegoś od niego oczekujemy, ale dlatego, że chcemy, by i jemu było w życiu choć troszkę lżej? Pamiętam, jak byłam wolontariuszką w ramach projektu Szlachetna Paczka. Pewnego dnia, leżąc jeszcze w łóżku z samego rana, sprawdziłam godzinę – była równo 6:30. A o 6:30 mój dział zaczynał pracę... Zrozumiałam, że spóźnię się więc i to porządnie. Potem – pomijając część historii – pojawiła się prośba od innej wolontariuszki (bo ona sama zachorowała), by podjechać po coś do jednej z rodzin. Ech, no to byłoby na tyle z moich prywatnych planów na ten dzień... Pojechałam, choć nie miałam po drodze. Gdy weszłam do windy po załatwieniu sprawy, ruszyła za mną mała dziewczynka, mieszkająca w tym domu – bo stwierdziła, że chce dać buzi. I w tym miejscu następuje ta chwila, w której przez jeden gest, po moim całym pokręconym dniu poczułam, że choć przez chwilę zrobiło mi się lżej... Wystarczyło jedno dziecko i jeden całus od niego. Ona nie chciała ode mnie czekolady ani zabawek. Chciała „dać buzi”. Po prostu tyle... Nie bądźmy wyrachowanymi ludźmi. Okazujmy innym dobro bezinteresownie, a jeśli nie umiemy, to próbujmy się tego uczyć, a warto zło przełamywać dobrem, zamiast ciągle narzekać. Bądźmy dla siebie życzliwi. Tak po prostu...

Tak po prostu
Katarzyna Trębicka