Hej!
Jako, że w Polsce jestem już prawie od tygodnia, nadszedł czas na podsumowanie wyjazdu. Co mi się podobało? Co mi się nie podobało? Co bym zmieniła (jeśli cokolwiek)? Zapraszam.
Może zacznę od tego, co podobało mi się najbardziej. Myślałam, że to będzie najprostsze, ale jednak zrobienie takiego zestawienia wymaga trochę przemyśleń.
1.PRACA Z DZIECIAKAMI
Duże, małe, chłopcy, dziewczynki, ale wszystkie nasze. Praca z dzieciakami na co dzień była czasami trudna, bardzo wymagająca, ale często sprawiała dużo radości. Śpiewaliśmy, tańczyliśmy, graliśmy w piłkę, kolorowaliśmy, kleiliśmy….I tak codziennie. Była rutyna, było jedno i to samo- ale w pewien sposób inaczej. Chociaż na początku było mi ciężko przyzwyczaić się do dzieciaków (im do mnie pewnie też), potem na sam widok każdego z nich szeroko się uśmiechałam.
2.NATURA
Peru jest piękne- tak myślałam i będę myśleć, nie zmienię zdania.
3.KUCHNIA
…Do tego ma wyjątkową kuchnię! W Peru nawet kuchnia obrazuje mieszanie się kultur. Dania wywodzące się z tradycji andyjskich, ale również europejskich. Możemy zjeść wszystko, na co mamy ochotę- ryby, ziemniaki, ryż, mięso, jajka, komosa ryżowa…. Peruwiańczycy mają typ kuchni o nazwie Chifa- jest to peruwiańska odmiana kuchni chińskiej. Jest też 35 odmian kukurydzy, 3250 odmian ziemniaków z 5000 istniejących, i tak można wymieniać w nieskończoność.
Czego trzeba spróbować?
Moje dwa ulubione dania to Ceviche i Zupa Kreolska. Ale wybór wcale nie jest taki oczywisty. Jeżeli wolicie mięso (uwierzcie mi, zanim pojechałam do Peru, ja też wolałam mięso!) – wybierzcie lomo saltado.
Niestety, w Polsce restauracje peruwiańskie nie są zbyt rozpowszechnione. TripAdvisor wskazuje dwie- jedną w Warszawie, specjalizującą się w Ceviche i drugą, w Sopocie. Wielka szkoda! Ale już na przykład w Madrycie takie restauracje są częściej spotykane.
4. STROJE LUDOWE
Stroje ludowe-codzienne. To, że w andyjskich rejonach Peru ludzie wciąż noszą typowy ubiór (a który nam kojarzy się jakby…z folklorem) na co dzień jest wspaniałe! Razem z Louise nie mogłyśmy się napatrzeć na te wszystkie spódnice, kapelusze, chusty. Louise nawet chciała sobie taką chustę kupić, ale okazała się bardzo droga. Są przecież bardzo wytrzymałe- nosi się w nich między innymi towary przeznaczone na sprzedaż. I służą przez lata.
5. MOŻLIWOŚĆ CODZIENNEGO POROZUMIEWANIA SIĘ PO HISZPAŃSKU
Czyli największa zaleta wyjazdu. Mój mózg zaczął funkcjonować na trzech różnych pasmach odbioru- polskim (w sytuacjach stresowych/nerwowych zawsze myśli się po polsku), angielskim (z powodu utrzymywania kontaktu z Frankiem oraz rozmów z wolontariuszami, którzy po hiszpańsku nie mówili) oraz hiszpańskim. Przyzwyczaiłam się do tego stopnia, że po powrocie do Polski odebrało mi mowę w sklepie- bo chciałam dziękować po hiszpańsku, a pani kasjerka mówi do mnie… po polsku? W bloku nie zareagowałam na dzień dobry, bo oczekiwałam buenos dias. I tak dalej, i tak dalej… Podczas jazdy rowerem, kiedy przepuszczali mnie kierowcy samochodów, kiwałam głową i nałogowo mówiłam sobie pod nosem: Gracias! albo Thank you!
Od czego zależał w tym momencie wybór języka? Nie mam pojęcia.
ZA CZYM NIE BĘDĘ TĘSKNIĆ?
Po tej fali zachwytów przyszedł i czas na trochę narzekania.
1. BRUD I ŚMIECI
Musi być wielkimi literami. No musi być.
Tak wyglądał róg ulicy w ostatni dzień mojej pracy. Śmieci przybyło, ktoś dołożył stół….A po pracy się dymiło. Bo tam, jak ktoś chce palić śmieci, to się nawet nie trzeba kryć. Wychodzisz, wysypujesz na ziemię, podpalasz. Czekasz, aż się spalą i sobie idziesz.
Ludzie na wsiach nie rozumieją, że palenie śmieci jest niedopuszczalne. A władze miasta nie dbają tak jak trzeba o ich wywóz, więc chociaż umieszczają na murach napisy, że zakaz, nikt sobie nic z nich nie robi.
Chociaż w Polsce również palą śmieci, nie jest to aż tak powszechne i społecznie akceptowane jak tam.
Zdecydowanie tęsknić nie będę.
2. ŻEBRACTWO I BIEDA
Niby jak wszędzie. Ale w Krakowie żebracy nie zaczepiali mnie tyle razy, co w Peru. Do tego oferują cukierki (to nie żebranie, tylko ,,sprzedaż”) albo inne drobiazgi.
Bieda?
Za jednego sola ktoś wypastuje ci buty. Kupisz siedem bułek. Albo gotową kanapkę. Za pięć soli zjesz dwudaniowy obiad.*
Można się cieszyć, że tanio. Ciężko tylko oszacować co, jeżeli w ogóle, zarabiają ci ludzie.
*ceny w Villa el Salvador/ Villa Maria del Triunfo. W Limie zaczynają się od 8 soli.
3. PSY NA ULICACH
Spokojnie,ten pies tylko spał. Chociaż wyglądał jak martwy i leżał tam codziennie, kiedy szłam do sklepu.
Zjawisko psów na ulicach było powszechne jeszcze parę lat temu w Rumunii (nie wiem, jak jest teraz, może niedługo się przekonam), tutaj również na porządku dziennym. I te psy niekoniecznie są bezdomne- często tylko zaniedbane i puszczane samopas przez właścicieli. Dla nich pies to taki nieodłączny element gospodarstwa domowego, chociaż dla niektórych niekoniecznie żywa istota. Sama widziałam, jak matka, która nie chciała, żeby dziecko bawiło się z psem, psa… kopnęła. I nie zastanawiała się, czy robi mu krzywdę, czy go to boli, czy coś. Taka mentalność.
Z czym jeszcze wiąże się taka ilość zaniedbanych psów na ulicy?
Darmowa utylizacja śmieci w żołądkach czworonogów. Skoro nikt ich nie pilnuje, to kto ma im mówić, że śmieci się nie je? Przecież są ogólnodostępne. I takie pyszniutkie.
4.MYCIE WŁOSÓW W UMYWALCE
Nie, nie i nie. Nie będę tęsknić za myciem włosów w umywalce.
Dlaczego je tam myłam?
Jak (chyba) wspomniałam, tutaj nie jestem pewna- w Peru nie można wyrzucać do toalety niczego, nawet papieru toaletowego. Rury są dramatycznie słabe, a gumowy przepychacz idzie w ruch przynajmniej raz w tygodniu. W wielu miejscach ciśnienie wody jest również słabe, tak jak u mnie w mieszkaniu. Przy takich włosach jakie mam (gęste, średniodługie) umycie ich pod prysznicem graniczyło z cudem. Zmycie szamponu zajmowało całe wieki, a na koniec i tak się okazywało, że nie jest spłukany. Zaczęłam więc myć je w umywalce, bo siłą rzeczy tam ciśnienie wody było większe. Ciężko było je tam zmieścić i było to strasznie niewygodne, więc za tym tęsknić również nie będę.
5.PRANIE, KTÓRE NIGDY NIE WYSYCHA
Nigdy to pojęcie względne. W moim wypadku cztery dni to było za mało, żeby wyschło pranie. Nawet bielizna- po czterech dniach dalej była mokra.
Ale jak się okazało dosłownie tydzień przed moim powrotem, wystarczyło wywiesić pranie na dachu budynku i suszyło się bardzo szybko- chociaż ogólnie rzecz biorąc w Limie było raczej chłodno.
No cóż. Gdyby wcześniej mi powiedzieli….
Prania na szczęście nie musiałam robić dużo- może z 3-4 razy przez 6 tygodni (jak wspaniale, że wzięłam ze sobą tyle ubrań!), ale kiedy pierwsze dwie partie nie schną i musisz rano ubierać na siebie pół-mokrą koszulkę…..
6. BRAK OGRZEWANIA
O tym mówiłam i pisałam na samym początku. Duża wilgotność, otwarte okna, ogrzewania brak, ponieważ jest zbyt drogie. Nie ma się co rozwlekać.
Ja po prostu jestem ciepłolubna.
CO ZMIENIŁABYM W SWOIM WYJEŹDZIE?
Właściwie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze, wzięłabym mniej ubrań (nawet kosztem robienia częstszego prania), ponieważ aż taka duża ilość nie była konieczna. Na pewno nie wyłożyłabym z walizki polarowego swetra (i to na kilka godzin przed wylotem).
Po drugie- zaplanowałabym z góry wszystkie miejsca do odwiedzenia. Nie było to możliwe, bo nie wiedziałam wcześniej, że będę pracować tylko trzy dni w tygodniu, a poza tym nie miałam z kim podróżować. Sama to z jednej strony fajnie i odważnie, a z drugiej- to jednak Peru. Więc to tylko takie pobożne życzenie.
CO ZMIENIŁABYM W PERU?
Chciałabym, żeby wszystkie dzieciaki miały jednakowy dostęp do edukacji, ponieważ obecnie dzieci, które uczą się w szkołach państwowych, nie mają np. angielskiego. Żeby mieć angielski, trzeba płacić w szkole prywatnej.
Chciałabym też, żeby edukowano ludzi w zakresie ekologii i czystości- że śmieci się nie wyrzuca na ulicę, że się ich nie pali, że po psie się sprząta, a jako facet nie sika byle gdzie. Śmiejcie się, ale pod koniec mojego pobytu, widziałam tam kilku panów załatwiających swoje potrzeby w pobliżu chodnika. Przecież wystarczy przejść dwa kroki w lewo/prawo i już się nie trzeba przejmować dziećmi, gapiami, ani czymkolwiek innym. Przecież ma prawo.
I jak o tej ekologii mowa- redukcja liczby pojazdów i olbrzymiego zanieczyszczenia, które stwarzają. U nas bardzo duży nacisk kładzie się na mówienie w kółko ,,przesiądźcie się do autobusu” i tak dalej, ale takiej jakości powietrza nie mamy. Mimo że Kraków to królestwo smogu (i smoka), wciąż mogę wyjść na ulicę i nie oddychać benzyną.
I jeszcze jedno- akcje darmowej sterylizacji. W Tabladzie (to ta wioska, gdzie jeździłam) zaplanowano akcję sterylizacji na piętnastego września. Niestety, była płatna 35 soli, więc zapewne nie wszyscy zwierzaki wysterylizowali. Inna sprawa- czy uważali to za konieczne. Chciałabym, żeby ludzie mieli możliwość darmowej sterylizacji swoich zwierzaków, szczególnie w takich rejonach- gdzie psów jest tyle, że sztuką jest nie wdepnąć w kupę na spacerze.
CZY POJECHAŁABYM JESZCZE RAZ?
Tak.
Tak.
Tak.
Warto było pojechać, żeby nabrać trochę dystansu do swojej rzeczywistości, żeby zobaczyć coś nowego, poznać nowych ludzi.
Nie żałuję.
Na sam koniec tego wpisu, oto jest- zmontowany przeze mnie ze zdjęć i kilku filmików jeden długi film z całej wycieczki. Jeżeli macie chwilę, pooglądajcie ????
To jeszcze nie koniec wpisów o Peru. Planuję mniej więcej dwa lub trzy (ściśle związane z legendami- na podstawie książek, które kupiłam). Ale to w trochę dalszej przyszłości- jak znajdę pracę i wrócę na swoje stare tory.
Buziaki!