Czym jest sumienie? Katechizmowa formułka mówi, że sumienie to głos Boga w ludzkiej duszy. I jest to oczywiście prawda, tylko nie tak, jak sobie wyobrażamy. To nie jest szeptanie Boga do duchowego ucha. Gdyby tak było, mielibyśmy nieomylne sumienie, zupełnie niezależne od nas, nie wymagające żadnych naszych starań. A ten sam katechizm mówi o kształtowaniu sumienia, o jego rozwoju, o wypaczonym sumieniu... Nie jest to też kwestia „ucha”. Bo człowiek jest największym i najpiękniejszym materialnym stworzeniem - jest obrazem Boga. I tego nie jest w stanie zniszczyć nic, nawet grzech pierworodny, to po prostu nasza natura. Z tym że człowiek nie był od początku „skończony”: jego powołaniem było zaludnić ziemię i uczynić ją sobie poddaną: uczynić, nie mieć ją w posiadaniu. A to zakładało poznawanie świata, siebie, Boga, co w konsekwencji prowadziło do rozwoju na wszystkich płaszczyznach. I to pragnienie, dążenie w nas jest: piękno, wielkość, dobro - to wartości, za którymi wszyscy tęsknimy. Czemu więc tak nie żyjemy? Grzech – on zniszczył harmonię naszego rozwoju. Kiedyś człowiek wybrał: to ja będę decydował, co jest dobre, a co nie. I tu zaczęła się tragedia pychy, egoizmu, strachu, kłamstwa... A chyba największym kłamstwem jest, że szczęściem, celem, jest wygodne, przyjemne życie. Sumienie to głos naszej prawdziwej natury, tej, którą otrzymaliśmy od Boga, a której tak się sprzeciwiamy... Wyrzuty sumienia to oczywiście reakcja na błędny wybór…
Po co nam sumienie?
Sumienie jest jak ziarnko piasku w meduzie: nie daje spokoju, aż ułoży się prawidłowo. Sumienie jest jak przewodnik: pomaga wybierać to, co dobre i zawracać z błędnej drogi. Oczywiście, możemy je zagłuszać, wypaczać. I to robimy. Najpierw jest to niewłaściwy wpływ dorosłych na dziecko, potem też nasze wybory, kiedy oszukujemy siebie, że robimy coś dobrego, choć właśnie sumienie nam mówi, że nie. Tak powtarzane kłamstwo nie pozwala nam już słyszeć niczego innego, brniemy, a głos sumienia odzywa się w chwilach słabości, wtedy, kiedy okazuje się, że jednak nie jest nam dobrze z tą postawą... Jest wtedy szansą na powrót, na prawdziwe życie.
Sumienie a poczucie winy
Samo określenie „poczucie winy” wskazuje na emocjonalność: czuję się winna, czuję, że zrobiłam coś złego. Czy jest ono tym samym co wyrzut sumienia? Jeśli sumienie to przewodnik w naturalnym dążeniu do dobra, mówiąc ogólnie, do jego ideału, jakim jest miłość - taka, jaką jest sam Bóg - to musi obejmować całego człowieka: uczucia, rozum, wolę. Gdybyśmy nie byli tak rozdarci wewnątrz, to wszystko mówiłoby w nas: zrób to, to jest dobre, nie rób tego, to jest złe. Ale nie jesteśmy jednością, nawet sami w sobie. Bardzo często jest przecież tak: uczucie chce bardzo czegoś, nawet namiętnie, niemal nie do opanowania, a rozum mówi: nie, to niedobre. Albo odwrotnie. Co wybierze wola? To przed czynem, po jest to samo: mogę czuć się świetnie emocjonalnie, bo zrobiłam coś przyjemnego, ale jednocześnie wiem, że to było złe i będzie miało konsekwencje. Ale jest też odwrotnie. Kiedy na przykład chcemy zrobić komuś przyjemność, a okazuje się, że tym właśnie go zraniliśmy. Emocjonalnie jest nam źle, może nawet mamy poczucie winy właśnie. A przecież wiemy, że nie zawiniliśmy. Może być też tak, że nie czujemy niczego szczególnego, robiąc to czy tamto, dobre lub złe. Poczucie winy nie musi być więc głosem sumienia.
A kogo słuchać?
Często to właśnie poczucie winy nie daje nam spokoju, zwłaszcza jak jest za silne i długotrwałe. Sumienie, ten dany nam przez Boga w naturze drogowskaz, nie jest po to, by nas gnębić. Tu zahaczamy o to, czy znamy Boga? Jeśli wydaje nam się, że to bezwzględny sędzia, albo tyran, albo ktoś, kto ma swoje fanaberie i wydumane wymagania tylko po to, by wyżywać się na biednym człowieku, to możemy tak myśleć. A wystarczy poczytać dialog Boga z ludźmi po grzechu pierworodnym albo z Kainem po zabiciu Abla. Bogu nie zależy na tym, by nas karać, by było nam źle. Wręcz przeciwnie: to On wie, co jest naprawdę dla nas dobre, co daje nam życie, a nie wegetację i bezsens w konsekwencji. Jeśli dręczy nas poczucie winy, to najlepiej zapytać rozumu, czy słusznie, bo rozum jest pewniejszy, stabilniejszy od uczuć. I trzymać się jego werdyktu. A rozum kształtować na wszystkich polach, również przez poznawanie Boga i Jego zamiarów. Warto, bo daje to szansę na dojrzałość: wewnętrzną jedność i dobry kierunek życia.