"Pójdziesz tam, dokąd nie chcesz"

"Pójdziesz tam, dokąd nie chcesz"

Wiele mówi się o tym, że osoba wierząca powinna oddać swoje życie Chrystusowi. Na czym polega problem? Dziś opowiem, jak to wyglądało u mnie i dlaczego nie jest wcale takie proste. Zacznę od tego, że nie jestem z katolickiej rodziny. Rodzice  nie chodzili ze mną do Kościoła, więc tym bardziej do tego nie zachęcali.

Początek przygody

Przygodę z Kościołem zaczęłam, gdy miałam 15 lat. Chciałam podejść do bierzmowania. Niestety, nie usłyszycie tutaj, że ogromnie mi się spodobało i dlatego teraz o tym piszę - wręcz przeciwnie. Wszystko mogłabym przeżyć, ale nie fakt, że muszę się spowiadać obcemu facetowi z rzeczy, które nie powinny go ani trochę interesować. W mojej parafii comiesięczna spowiedź była wymogiem, nie można było bez tego przyjąć sakramentu. Zmuszałam się do tego. Traf chciał, że spotkałam dość młodego księdza, który zakładał Oazę w parafii i zaprosił mnie jako pomoc muzyczną, ponieważ grałam na gitarze. Im więcej spowiedzi odbyłam, im więcej Oazy zaznałam, tym bardziej zaczęłam dostrzegać swoje błędy. Poznałam ludzi, którzy żyją całkowicie inaczej i wtedy zrozumiałam, że bez Boga nie zrobię niczego.

Zakochanie

W tym czasie miałam chłopaka -  myślałam, że to ten jedyny. Naprawdę świetnie się dogadywaliśmy. Był bardzo rozsądny i przekonywał mnie, że dobrze będzie dotrwać do końca bierzmowania, ponieważ jest to potrzebne, by kiedyś wziąć ślub. Chłopak-ideał, który starał się z całego serca. Dzieliło nas niecałe 100 km, a - jak domyślacie się - tyle kilometrów dla 16-latki i 18-latka to dość sporo. Gdy powiedziałam mu o Oazie i  tym, że chcę zmienić swoje życie, bardzo się ucieszył. Problemy przestały istnieć, bo mój jedyny zaakceptował moją decyzję. Sielanka trwała może trzy miesiące.

Nieoczekiwane przeszkody

Potem usłyszałam o Ruchu Czystych Serc i poczułam, że to moje miejsce. Najpiękniej, jak się tylko dało, przedstawiłam to mojemu chłopakowi… Nagła erupcja wulkanu - tak można opisać jego reakcję. Strasznie się wtedy zdenerwował (pomimo tego, że nie współżyliśmy przecież): "Oszalała? Ten Kościół to Ci mózg wyprał. Miałaś chodzić tylko na to, co trzeba… Masz zakaz spotykania się z tymi ludźmi, bo Cię otumanili!"… "Chcesz czekać z seksem do ślubu? To sobie czekaj! Normalni ludzie tak nie żyją"… "Nie będę czekał wiecznie”… Czar prysł. W jednej chwili cały świat zawalił mi się na głowę… Co się w ogóle stało? Mój jedyny, wybrany, który mnie kocha, nie będzie na mnie czekać??? Kłótnie na temat Ruchu Czystych Serc trwały kilka tygodni, aż w końcu musieliśmy na chwilę przerwać nasz związek, dać sobie czas. Tak, Kościół zaczął przeszkadzać. Więcej o Ruchu Czystych Serc przeczytasz w artykule: O czystych sercach

Oddać życie

W przerwie naszego związku wyjechałam na rekolekcje. Można było tam oddać swoje życie Chrystusowi -  i wiecie co? Bałam się strasznie. Oddać życie Chrystusowi, który tyle już w nim namieszał? Skłócił mnie ze znajomymi, zabrał mi chłopaka i w dodatku przez Niego mam problem z rodzicami! Siedziałam w ławce obrażona na cały świat. Wszyscy śpiewali, radowali się, a ja miałam ochotę po prostu wyjść i zakończyć tę farsę. Nagle między piosenkami, ktoś przeczytał:
Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?». Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego!»
To było pięć lat temu. Pamiętam -  pierwszy raz wtedy pomyślałam: "No właśnie, do kogo pójdę, kiedy życie mi się wali?”  Jasne - może się to komuś wydać śmieszne, że 16-latce wali się życie, ale tak to wtedy odbierałam. Ostatecznie - oddałam swoje życie, wiedząc, co się z tym wiąże. Zdawałam sobie sprawę, że - aby być konsekwentną - będę musiała po powrocie definitywnie zerwać z chłopakiem, na nowo poukładać znajomości i wrócić do swojego środowiska jako całkiem nowy człowiek. Gdy wróciłam do domu, w moim sercu był niewyobrażalny spokój. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam coś takiego! To się wydarzyło tylko raz -  po to, bym mogła ułożyć swoje życie na nowo. Nie chciałam wcale zrywać z chłopakiem, bo bardzo go kochałam, ale dziś wiem, że Bóg miał całkowicie inne plany wobec nas. Kiedyś przeczytałam w Piśmie Świętym:
Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz.
Zrozumiałam, że oddanie się Bogu to chodzenie tam, gdzie nigdy się nie chciało pójść. Nie chciałam chodzić do Kościoła, a tym bardziej angażować się głębiej, nie chciałam innego chłopaka, innych znajomych. Jestem jednak pewna, że gdybym nic nie zmieniła - nigdy nie byłabym szczęśliwa. Oddanie się Chrystusowi jest dla odważnych, bo - uwierzcie mi - bardzo namiesza w Waszym życiu… Ale dopiero wtedy będziecie szczęśliwe. Musimy mieć świadomość, że Bóg zawsze chce dla nas dobrze i tak nas poprowadzi, że ostatecznie to docenimy. Skończy się w naszym życiu coś, co wydawało nam się dobre -  ale zacznie się coś lepszego. Lepszego, bo z Bogiem. Więcej artykułów Weroniki znajdziesz na jej blogu: www.kurawyjsciowa.pl

Powiązane artykuły

HTML Button Generator