Marzenia te duże i te maleńkie.

Marzenia te duże i te maleńkie.

Czy warto mieć marzenia? Na zadane w ten sposób pytanie, chyba większość z nas odpowie twierdząco. Problem w tym, co zrobić, by nasze marzenia stawały się rzeczywistością, by się spełniały... Tego przecież oczekujemy: by nasze marzenia się spełniały. Marzenia, które Bóg umieścił w naszych sercach to ziarna. Każde nasienie, aby wyrosło, wymaga pielęgnacji. Jak zatem dbać o nasze marzenia? Podlewaj je wiarą i wytrwałością. Cierpliwość oznacza, że ufasz. Ufność oznacza, że potrafisz rozpoznać to, czego jeszcze nie widzisz. Cierpliwie i systematycznie podlewaj wysuszoną codzienność z nieugiętym przekonaniem, że nadejdzie dzień przełomu. Czas oczekiwania na spełnienie tego, co nosimy w sercu jest ciężki, nieraz bardzo boli, ale uczy nas zaufania, że wszystko jest możliwe. Nawet najtrudniejsze doświadczenie Bóg potrafi obrócić ku dobremu i na zgliszczach naszej rezygnacji może rozkwitnąć ogród nadziei.

Nieraz trzeba długo czekać na ten moment, a to bywa trudne...

Historia życia każdego z nas składa się z dobrych dni i wspaniałych wydarzeń, a także upadków, niepowodzeń i wątpliwości. Nieraz modlimy się o zmiany w naszym życiu, a one nie nadchodzą. Niecierpliwimy się, tracimy wiarę. Co możemy zrobić więcej? Czasem najmniejszy krok we właściwym kierunku okazuje się najważniejszy w życiu. Bóg stworzył nas z naszymi marzeniami i chce nadać im właściwy kierunek. Nasze oczekiwanie na spełnienie marzenia, które nieraz wydaje się bardzo, bardzo długie, nie jest czasem straconym. Wiele w tym czasie możemy się nauczyć: zaufania, cierpliwości... Wierzę, że nasz Bóg jest Bogiem obfitości, nie chce naszej biedy i cierpienia, ale naszego szczęścia. Bóg jest Bogiem przełomów. Pomimo długiego czasu modlitwy, gdy wydaje nam się, że nic się nie dzieje, Bóg pozostaje wierny swoim obietnicom. Znam to czekanie, nieraz bardzo trudne, gdy się modliłam, podejmowałam działania ze swojej strony i nic się nie działo. Jakbym waliła głową w mur i nic. Jakby Bóg milczał i nie interesował go mój ból, mój smutek, mój brak... Dotyczyło to różnych dziedzin mojego życia. Jednym z moich nastoletnich i studenckich marzeń było zamążpójście i cierpiałam z powodu braku kandydata na męża. Musiałam trochę poczekać na tego jedynego. Z perspektywy czasu wiem, że okres oczekiwania nie był stracony, Bóg przygotowywał mnie do roli żony i matki na różny sposób. Dał mi wiele poznać w świecie, który mnie otaczał i we mnie samej; pozwolił rozwijać swoje dary i talenty. W odpowiednim momencie postawił na mojej drodze odpowiedniego człowieka. Chciałabym dodać otuchy tym wszystkim, którzy czekają i wydaje się, że nic w ich życiu się nie dzieje, nic się nie zmienia:
Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują (1 Kor 2,9).
Jest taka piękną modlitwa, która pomagała mi w czasie oczekiwania na różnorodne przełomy w moim życiu. Może którejś z Was stanie się ona bliska?

"Panie, 

obdarz nas przekonaniem niezłomnym,

iż nie ma tak bardzo odważnego marzenia,

którego nie mógłbyś spełnić,

ani tak drobno rozbitego wazonu,

którego nie mógłbyś obdarzyć świeżością,

ani tak zmatowiałych kolorów,

których nie potrafiłbyś ożywić,

ani rąk tak poparzonych,

którym nie mógłbyś przywrócić czucia,

ani serca tak okaleczonego,

którego nie potrafiłbyś zabliźnić."

Powiązane artykuły