W życiu zdarzają się momenty, w których wydaje nam się, że nie damy już sobie rady. Różne problemy czy złe informacje czasem bardzo nas przytłaczają. Można powiedzieć, że często napotykamy takie „schody”. Aby je pokonać, trzeba mieć dobrą poręcz. Ludzie znajdują różne podpory. Dla jednych jest to druga osoba. Wiedzą wtedy, że mimo wszelkich problemów, ona ich nie opuści. Inni po prostu próbują uciec od rzeczywistości, zająć się czymś innym i tym żyć. Ich „poręcze” to np. fikcyjne historie z filmów czy książek. W najgorszych przypadkach ludzie znajdują swoją podporę w alkoholu czy narkotykach, które sprawiają, że zapominają o rzeczywistych problemach. Jednak jaka „poręcz” jest tą najlepszą? Trzeba pamiętać, że musi być ona mocna, potrafiąca utrzymać nas, gdy się podpieramy i przede wszystkim prowadzić do samego końca schodów. Bo jaki pożytek z poręczy, która przerywa się lub kończy się w połowie? Nie mamy pewności, że druga osoba zawsze będzie z nami do końca, może też okazać się zbyt słaba, by udźwignąć nas i nasze problemy. Sposoby na ucieczkę przed rzeczywistością z pewnością nie są najmocniejszymi i najtrwalszymi podporami.
Jakiej poręczy powinniśmy się więc trzymać?
Myślę, że najlepszą poręczą jest Bóg. Nawet gdy napotykamy ogromne schody, wszystko się sypie i nie dajemy sobie rady, On nad tym czuwa i zawsze wyprowadzi nas do końca. Często zadaję sobie mnóstwo pytań. Ciągle mam wątpliwości, nie potrafię zrozumieć wielu rzeczy i nie mam pojęcia, co robić. Jednak wiem, że nie muszę się tym martwić, bo istnieje siła wyższa, która nad tym czuwa. Jeśli wszystko jest w rękach Boga, to co złego może się stać? Bóg to zdecydowanie najlepsza poręcz. Mocna, możemy oprzeć na niej wszystkie swoje problemy, trwała, nie urywa się w połowie, a nawet jak dojdziemy już do końca schodów, ona będzie nam towarzyszyć na wypadek, gdyby znowu się pojawiły. A ty, jaką poręcz wybierasz?